wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 6.

- Co ty tutaj do cholery robisz?!- krzyknęłam ściszonym głosem, żeby nie obudzić rodziców.
- Nina.. Ja – spuścił  głowę – przepraszam
- I co? Myślisz sobie, że za każdym razem powiesz przepraszam i to wystarczy?
- Ale Nina.. – zaczął ale mu przerwałam.
- Lucas, zostawiłeś mnie samą w środku lasu! – krzyknęłam nie mogąc utrzymać w sobie tych wszystkich emocji.
- Ty nic nie rozumiesz. – powiedział podchodząc do mnie.
- To może mi łaskawie wyjaśnisz. – przesunął się jeszcze bardziej, trzymając się za prawą skroń. Po chwili oświetliło go światło mojej lampki i wtedy zauważyłam, że krwawił.
- Boże, co Ci się stało? – powiedziałam przerażona, przykładając swoją rękę do jego  i  odsuwając  aby móc obejrzeć ranę.
- To nic. – powiedział.
- Jak nic? Ty krwawisz.
- To może mnie opatrzysz. – powiedział z zadziornym uśmiechem, wpatrując się we mnie. Po raz kolejny wrócił stary Lucas. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę łazienki, po czym posadziłam na toalecie.
- Siedź tu i się nie ruszaj. Zaraz przyjdę. – powiedziałam stanowczo. Zeszłam na dół i zaczęłam szukać apteczki. Nigdzie jej nie ma. Kurde. Weszłam do sypialni rodziców.
- Mamo gdzie jest apteczka?- powiedziałam szeptem żeby nie obudzić taty.
- A co się stało?
- Nic poważnego, rozcięłam sobie palca nożyczkami.
- A co ty robisz w nocy z nożyczkami.
- Kończę plakat na jutro do szkoły.
- Jest w kuchni. Musisz bardziej uważać.
- Wierzysz w to? – zapytałam wychodząc. Weszłam do kuchni, znalazłam apteczkę i po chwili byłam z powrotem w łazience.
- Jakby to było coś poważniejszego już bym umarł. – uśmiechnął się zadziornie.
- Wcale nie muszę Ci pomagać.
- Ale mimo wszystko chcesz.- Spojrzał na mnie. Nic się nie odezwałam. Miał rację. Nie umiem się na niego gniewać. Otworzyłam apteczkę i wyjęłam wodę utlenioną.
- Tylko nie krzycz. Nie chce mieć problemów z rodzicami. – Pokiwał potwierdzająco głową. Podeszłam do niego i polałam wodą jego skroń. Obserwowałam jak biała piana zaczyna wypływać z rany. Powtórzyłam czynność dwa razy a Lucas cały czas się we mnie wpatrywał. Podeszłam z powrotem do apteczki, odłożyłam wodę utlenioną a wzięłam gazę i wielki plaster. Zastanawiałam się nad bandażem ale z owiniętą dookoła głową wyglądałby jak dureń. W sumie nim jest. Podeszłam do niego i kontynuowałam.
- Gotowe. – powiedziałam po chwili. Lucas spojrzał na mnie po czym przyciągnął mnie do siebie tak, że siedziałam mu na kolanach okrakiem.
- Przepraszam – powiedziała patrząc mi w oczy. – Wybaczysz mi? – pokiwałam twierdząco głową, po czym zaczęłam schodzić z jego kolan.
- O nie tak szybko koleżanko. – powiedział dociskając mnie do siebie. –Muszę Ci to wszystko jakoś wynagrodzić. –Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Lucas spojrzał mi głęboko w oczy po czym zaczął przybliżać się twarzą do mnie. Zanim dotarło do mnie co zaraz ma się stać on przyłożył swoje usta do moich. Po chwili zdziwienia wszystkie emocje w środku puściły  i przyciągnęłam go jeszcze bliżej swojej twarzy trzymając dłonie na jego policzkach. Jego język momentalnie wdarł się do środka prowadząc walkę z moim językiem. Przesunęłam ręce na jego włosy ciągnąc  za ich końcówki. Po chwili odsunęliśmy się od siebie ciężko dysząc. Zdziwiona tym co się przed chwilą stało zgramoliłam się z jego kolan. Podeszłam do apteczki i zamknęłam ją.
- To było niezłe- powiedział Lucas patrząc na mnie. Wzięłam apteczkę i zeszłam na dół do kuchni. Odłożyłam ją na miejsce i wróciłam na górę. Zastałam Lucasa leżącego na moim łóżku. Byłam strasznie zmęczona ale nie miałam zamiaru siadać koło niego. Udałam się więc w stronę fotela i usiadłam na nim.
- No chodź do mnie. – powiedział pokazując miejsce koło siebie.
- Nie mam zamiaru.
- Przed chwilą miałaś całkowicie inne nastawienie do mnie. – powiedział uśmiechając się zadziornie.
- Jesteś niemożliwy.
- Już to kiedyś słyszałem
- Co ty nie powiesz? Mógłbyś łaskawie już sobie iść? Jestem zmęczona.
- No to chodź tu, ja nie gryzę. – powiedział pokazując jeszcze raz miejsce koło siebie. Przygryzłam wargę, zastanawiając się czy do niego podejść. Po chwili namysłu wstałam i podeszłam do łóżka, po czym położyłam się na samym skraju.
- Po raz kolejny mówię, że nie gryzę. – westchnął przyciągając mnie do siebie.
- Dobra, jestem strasznie zmęczona i chce iść spać. Czy mógłbyś mi to umożliwić?
- A czy ja coś Ci robię? – spojrzał na mnie zdziwiony. Westchnęłam i odwróciłam się do niego tyłem, wsłuchując się w jego równomierny oddech usnęłam.

Lucas’ POV.

Jest piękna kiedy śpi. Strasznie mnie denerwuje, sam nie wiem czym. Tak po prostu. Na początku próbowałem ją odrzucić od siebie, zrazić do mnie. Ale mimo wszystko nie potrafię o niej zapomnieć. Czuje się źle kiedy nie ma jej w pobliżu. Jest mi dobrze blisko niej. Jak ją zobaczyłem… to było jak uderzenie pięścią w brzuch… Bolesne ale równocześnie przyjemnie. Spojrzałem na nią, po czym pocałowałem ją w czoło. Podszedłem do okna, przełożyłem nogi i zeskoczyłem na dach garażu a potem na ziemie. Biegnąc w stronę lasu zerwałem opatrunek. Po ranie nie było ani śladu. To jest plus tego, czym jestem. Ten dupek musi za to zapłacić. Nie zostawię tak tego.

Nina’s POV.

Przebudziłam się nad ranem i zobaczyłam wolne miejsce koło siebie. To było naprawdę czy mi się przyśniło?  Mam nadzieję, że to drugie. Zeszłam z łóżka, podeszłam do szafy i wyjęłam ubranie. Ubrałam się, pomalowałam, rozczesałam włosy i zeszłam  na dół. Weszłam do kuchni i zaczęłam sobie robić śniadanie.
- Nina? Już wstałaś?
- Nie mamo widzisz mojego ducha. – powiedziałam sarkastycznie.
- Oj tam. Pokaż tego swojego palca.
Fuck..
- Yyyyy mamo, to nic takiego, praktycznie nie ma śladu.
- Pokaż.
- Ale naprawdę…
- Nina – powiedziała groźnym głosem.
- No dobra. – wystawiłam jej wskazującego palca. Wzięła go w swoje palce i zaczęła oglądać.
- Rzeczywiście nic nie ma – spojrzała na mnie podejrzliwie.
- mówiłam. Posmarowałam go dobrą maścią i owinęłam na noc. I widzisz nie ma śladu. – Uśmiechnęłam się do niej uradowana, ale tak naprawdę byłam posrana ze strachu. Przyjrzała mi się dokładnie.
- Ok. – odpowiedziała. Ufff… Przeżyłam. Dokończyłam robić sobie śniadanie, po czym je zjadłam, wzięłam torbę i wyszłam na przystanek.
- Cześć Nina. – powiedział Jeremi przytulając mnie.
- Hej.
- To prawda, że kręcisz z tym nowym? Jak mu tam, Lucas? –zapytał a mi serce zaczęło walić jak nie wiem co.
- Tak, Lucas. Ale nie kręcę z nim, proszę Cię.
- Ludzie gadają co innego.
- Wierzysz ludziom czy mi Jeremi? – zdenerwowałam się.
- Oczywiście, że tobie. Po prostu chciałem to wyjaśnić. Wiem, że o wszystkim  mi zawsze mówisz. Bo mówisz,  prawda?
- Oczywiście. – Skłamałam. Ale nie musi o wszystkim wiedzieć. Wiem, że to nie właściwe bo jest moim przyjacielem, ale ja sama nie wiem co jest pomiędzy mną a Lucasem. Chyba nie ma nic…

_____________________________________________

Na następny rozdział musicie troszeczkę poczekać (3 tygodnie), ponieważ wyjeżdżam na wakacje. Może uda mi się w międzyczasie coś dodać ale nic nie obiecuje. :)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 5.

- Może. – powiedziałam wpatrując się w nauczyciela. Poczułam jak uśmiecha się koło mojego ucha. Odsunął się po czym na mnie spojrzał.
- To znaczy tak? – podniósł brwi w rozbawieniu.
- Może. – odpowiedziałam po czym zaczęłam się śmiać.
- Czyli tak? – zapytał. – Nie śmiej się ze mnie. – powiedział rozbawiony, dźgając mnie w bok.
- Ała. – zaczęłam się śmiać
- Czy ja wam w czymś przeszkadzam, panie Hutherson? – zapytał nauczyciel.
- Możliwe. – odpowiedział Lucas piorunując go wzrokiem.
- Lucas . – uderzyłam go w ramie. – Ogar. – powiedziałam tym razem ja piorunując go wzrokiem.
- Przepraszam – powiedział do nauczyciela, patrząc na mnie. Nauczyciel zaczął prowadzić dalej lekcje, a Lucas wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzałam na niego a on odwrócił twarz w stronę nauczyciela. Wrócił stary Lucas…

Wróciłam do domu i weszłam do kuchni.
- Mamo?
- Tak?
- Luna organizuje ognisko dzisiaj wieczorem. Mogę iść?
- Wiesz, że jest poniedziałek.
- Oj mamo. Proszę.
- A kto tam będzie?
- Ludzie z treningów. Wszystkich przecież znasz. To mogę? – zapytałam z nadzieją.
-Dobra.
- Jej! – krzyknęłam rzucając jej się na szyję. – Dziękuję.
- Ale wróć przed 24.
- Dobrze. – powiedziałam wychodząc z kuchni. Weszłam do swojego pokoju i zaczęłam odrabiać lekcje. Gdy już skończyłam zaczęłam się przygotowywać do ogniska. Ubrałam niebieską koszule, czarne spodenki a do tego czarne conversy. Namalowałam kreskę eyelinerem i poprawiłam tuszem rzęsy.  Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Blond włosy, brązowe oczy, w miarę szczupła figura.  Aż tak źle chyba nie jest – powiedziałam sama do siebie  po czym zbiegłam na dół.
- Wychodzę! – Krzyknęłam.
- Uważaj na siebie. –odkrzyknęła mama gdy byłam już za drzwiami. Dom Luny był 15 min drogi stąd.
- Hej – podeszłam do Luny.
- Hej odpowiedziała przytulając mnie. – Idę poszukać Olafa. – uśmiechnęła się.
- Ok. – odpowiedziałam i ruszyła w stronę chłopaków. – Część wszystkim. – powiedziałam podchodząc do nich.
- Hej – odpowiedzieli chórem.
- Cześć Nina. – powiedział Natan, przytulając mnie.
- Jak tam z Vanessą Ci się układa? – zapytałam osuwając się od niego.
-  Nie za dobrze. – powiedział ze smutkiem w głosie.
- Dlaczego? – zapytałam ze współczuciem.
-  Cały czas się kłócimy, a ona podejrzewa mnie, oto, że ją zdradzam.
- Że co? – zapytałam ze zdziwieniem. – Z kim? – nic nie odpowiadał więc zaczęłam się niepokoić. –Natan? – po chwili się złamał.
- Z tobą. –wyrzucił z siebie.
- Co proszę? – zapytałam z niedowierzaniem – przecież my jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Wiem, ale ona widocznie tego nie rozumie.
- Spokojnie, pogadam z nią. – powiedziałam
- Naprawdę? – zapytał ucieszony – Zrobisz to?
- Jasne, że tak. Napisz mi tylko kiedy i gdzie. – Powiedziałam przytulając go, w przyjacielskim uścisku.
- Ok. – odpowiedział z uśmiechem odsuwając się ode mnie. Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w tali.
- Nie ma podrywania mojej dziewczyny- powiedział Lucas przyciągając mnie do siebie.
- Chciałbyś – odpowiedziałam odpychając się od niego.
- Pójdziemy się przejść? – zapytał. Spojrzałam na Natana z pytającym wyrazem twarzy, a on pokiwał potwierdzająco głową. – Ok.- odpowiedziałam patrząc na Lucasa. Ruszyliśmy w stronę lasu, cały czas idąc w ciszy. Po chwili Lucas ją przerwał.
- Jak minęła Ci reszta dnia?
- Dobrze. – Uśmiechnęłam się. – A tobie?
- Mi? – zapytał uśmiechając się. – Nerwowo jak zawsze.
- Czemu taki jesteś?
- Jaki? – zapytał zdziwiony.
-Taki nerwowy.- powiedziałam. Zatrzymał się i spiorunował mnie wzrokiem. Nagle szybkim ruchem popchnął mnie na drzewo  i przycisnął do niego.
- Nie mów mi, że Ci się to nie podoba. – powiedział z zadziornym uśmiechem. Miał rację. Bez tych jego nagłych zmian nastroju byłoby nudno. Już miałam mu odpowiedzieć, gdy Lucas nagle odwrócił twarz wpatrując się w drzewa, po czym przyłożył m i palec do ust żebym nic nie mówiła. Jego twarz zaczęła się robić niespokojna.
- Lucas co jest? – wyszeptałam zdezorientowana.
- Nic. – powiedział odsuwając się ode mnie. – Komplikacje. Muszę coś załatwić. – powiedział idąc w stronę drzew, w które się przed chwilą wpatrywał.
- Lucas?! Nie zostawiaj mnie samej w środku lasu!- powiedziałam a on szedł dalej. – Lucas! Jesteś dupkiem! – krzyknęłam rozwścieczona, ale on już zniknął między drzewami. Super. Po prostu zajebiście. Zaczęłam się rozglądać, próbując przypomnieć sobie z której strony przyszliśmy. Po chwili ruszyłam, mając nadzieję, że wybrałam właściwą drogę. Szlam wyzywając go pod nosem, gdy w końcu doszłam tam gdzie chciałam.
-  Luna wracam do domu.
- Co? Czemu? – powiedziała zdziwiona. – Właśnie gdzie jest Lucas? Widziałam, że szliście razem.
- Właśnie. Lucas. Ten dupek zostawił mnie samą w lesie! – wyrzuciłam z siebie.
- Że co?! Ten synek jest pojebany!
- To mało powiedziane. Dlatego chce iść do domu..
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Dobra, pogadamy jutro, wpadnę do Ciebie ok.?
- Jasne. Pa.
- Pa. – powiedziała machając mi.

Weszłam do domu, trzasnęłam drzwiami i zaczęłam biec na górę po schodach.
- Jestem! – krzyknęłam.
- Wszystko ok.?- spytała mama stojąc na dole schodów.
- Tak. – warknęłam, po czym, weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Ruszyłam w stronę łazienki. Zimny prysznic dobrze mi zrobi. Zimna woda spływała po moim ciele a ja zaczynałam się uspokajać. Wyszłam z pod prysznica, spięłam włosy, włożyłam na siebie dresowe spodenki i luźną koszulkę. Weszłam do pokoju. Dlaczego on do cholery musi być taki? Rzuciłam się na łóżko. Miałam dość.

Shhhh….
Obróciłam się na lewy bok.
Shhhh…
Co jest.
Shhhh..
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju.
Shhhh…
- Kto tu jest? – Cisza
Shhhh..
Wstałam z łóżka – Oliver? – zauważyłam jakiś cień koło okna. Podeszłam bliżej, a serce zaczęło mi walić jak oszalałe.

- Lucas?!

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 4.

Jest wieczór, a ja oczywiście siedzę w domu i się nudzę. Dzień zaciął jak każdy inny. Siedziałam właśnie na łóżku oglądając tv, gdy mój telefon zaczął wibrować.

Od Luna : 

Impreza dla wszystkich. Ul. Wolności. Przyjdź.

Wpatrywałam się w wyświetlacz telefonu. A co mi zależy. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do szafy. Wyjęłam czarne rurki, biała koszulkę, która odsłaniała mój pępek do tego czarną kurtkę i czarne Conversy. Pomalowałam rzęsy i przejrzałam się w lustrze. Jest ok. Wyszłam po cichu i poszłam do pokoju Olivera.
- Oliver wychodzę. Kryje mnie ok?
- A gdzie idziesz?
- Na imprezę.
- A o której wrócisz?
- Około 23.
- Dobra. Ale co będę z tego miał? - Westchnęłam.
- Co za to chcesz?
- 20 zł - uśmiechnął się.
- Stoi. - Prychnęłam. Wróciłam po cichu do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, podeszłam do okna, otworzyłam je, przełożyłam nogi i zaskoczyłam na dach od garażu a stamtąd zjechałam po rynnie i zaskoczyłam na ziemie. Pfff łatwo poszło. Ulica, na której  miała być impreza, była obok mojej ulicy. Ruszyłam w tamtą stronę i po chwili byłam na miejscu. Rozejrzałam się. Łał, dużo ich. Ruszyłam w stronę bawiących się ludzi.
- Przyszłaś! - Usłyszałam ucieszony głos Luny za sobą.
- Ileż można siedzieć w domu. - Odpowiedziałam odwracając się do niej.
- Chodź. - Powiedziała ciągnąć mnie za rękę. - Napijemy się czegoś. - Podeszłyśmy do barku.
- Pij- powiedziała podając mi piwo. Spojrzałam na nią niepewnie. - No pij, czego się boisz? Jesteś na imprezie.
- Masz racje. - Wzięłam piwo do ręki, i wypiłam całe na raz.
- Wow dobra jesteś. - Powiedziała z uśmiechem.
- Hej - powiedział Olaf podchodząc do nas i całując Lunę w policzek. - Hej. - Odpowiedziała.
- Cześć. - Powiedziałam i się uśmiechnęłam się. - Przepraszam was ale muszę skorzystać z toalety. - Powiedziałam odchodząc od nich. Chciałam ich zostawić samych, a po drugie naprawdę musiałam skorzystać z toalety. Znalazłam toaletę, skorzystałam i przejrzałam się w lustrze. Byłam cała czerwona, pewnie po tym piwie. Pochlapałam się chłodną wodą i wyszłam na dwór, z zamiarem znalezienia Luny. Nagle zaczął wibrować mi telefon.

Od Oliver :

Nina! Rodzice dobijają się do twoich drzwi.

Cholera....

Do Oliver :

Zajmij ich czymś. Będę za 15 min.

Luna gdzie jesteś do cholery. - Zaklęłam pod nosem. Ruszyłam w stronę domu, przeciskając się przez tańczących ludzi.
- Hej Nina. - Usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Lucasa. - Możemy pogadać?
- Lucas, nie mam teraz czasu. - Odwróciłam się idąc w stronę domu.
- Proszę. - Chwycił mnie za nadgarstek.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- Daj mi 5 min.
- Lucas naprawdę nie mam czasu. - Wyrwałam nadgarstek z jego ręki i ruszyłam dalej. Nie odpuścił. Podbiegł do mnie.
- Wiem, że źle zaczęliśmy. - Zaczął, a ja szłam dalej. - Ale może dałoby się to naprawić. - Powiedział spoglądając na mnie.
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Szansy. - Odpowiedział wyprzedzając mnie i stając przede mną.
- Okej. - Odpowiedziałam patrząc na niego. Nie chciałam się z nim kłócić, tym bardziej przed moim domem gdy rodzice myślą, ze jestem w pokoju.
- Naprawdę? - Zapytał z nadzieją. Pokiwałam głową, po czym zaczęłam iść w stronę garażu.
- Nina, czekaj. - Podbiegł do mnie. - Dasz mi twój numer? - Westchnęłam, wzięłam od niego telefon i wpisałam numer.
- Dziękuję. - Powiedział. Odwróciłam się i zaczęłam wspinać się po rynnie. Weszłam na górę, przełożyłam nogi i wskoczyłam do pokoju. Uff.
- Nina otwieraj! - Usłyszałam zdenerwowany głos mamy. Cholera... Szybko zrzuciłam z siebie ubranie i wciągnęłam na siebie piżamę. Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam.
- Tak?
- Ileż można czekać?
- Brałam prysznic.
- Jakoś nie słyszałam wody. - Powiedziała mama przyglądając mi się.
- To już nie moja wina.
- Lekcje zrobione na jutro?
- Tak mamo, nie jestem małym dzieckiem. - Powiedziałam zdenerwowana.
- Dobra. Dobranoc.
- Dobranoc. - Zamknęłam drzwi. Uff mało brakowało. Wzięłam kasę i poszłam do Olivera.
- Trzymaj. - Położyłam kasę na jego biurku. - Dzięki. - Powiedziałam.
- Nie ma za co. - Powiedział, odrywając się od gry. - Polecam się na przyszłość. - Uśmiechnął się.
- Pfff. Będę pamiętać. - Puściłam mu oczko, po czym wróciłam do pokoju. Podeszłam do telefonu.
Od Nieznany :
Niezła jesteś.
Uśmiechnęłam się do telefonu. Położyłam się na łóżku i usunęłam. 

- Hej. - powiedziałam z uśmiechem siadając koło Luny w autobusie. - Gdzie ty wczoraj zniknęłaś?
- Hej. Ja? Chyba gdzie ty zniknęłaś?
- Ja poszłam do toalety, a potem zaczęłam szukać ciebie, ale Oliver napisał, że rodzice dobijają się do mojego pokoju, więc musiałam wracać.
- Ahaa.
- I jak tam z Olafem? - zapytałam ciekawa.
- Jesteśmy razem. - Poklaskała w dłonie podekscytowana.
- Aaa! - Krzyknęłam ucieszona, przytulając ją. -  Życzę szczęścia. - Uśmiechnęłam się.
- Dzięki.

Luna to ma szczęście, jest ładna, chłopaki zawsze na nią lecieli. W sumie co się dziwić. Długie brązowe włosy, niebieskie oczy, szczupła sylwetka. Nie to co ja... Jak odludek, jakiś wybryk losu... Szłam właśnie na drugą lekcje, rozmyślając i wpatrując się w podłogę, przez co nie zauważyłam osoby idącej przede mną. Wszystkie książki wyleciały mi z rąk na podłogę. Natychmiast schyliłam się żeby je podnieść.
- Uważaj jak łazisz. - Usłyszałam czyjś głos przepełniony jadem.
- Przepraszam. - Powiedziałam wstając z książkami.
- Naucz się chodzić. - powiedział rozwścieczony.
- Jezu powiedziałam przepraszam Lucas.
- Dobra nie ważne.. - powiedział przechodząc obok mnie idąc dalej, a ja stałam tam jak wryta.
Całą lekcje zastanawiałam się  o co mu tak w ogóle chodzi. Oni chyba naprawdę są z innej planety. Szłam w stronę klasy, gdzie miałam następną lekcje, gdy nagle Luna mnie zatrzymała.
- Luna mam zaraz lekcje.
- Jak trochę się spóźnisz to nic się nie stanie.
- Dobra. Wal.
- Organizuje ognisko, dzisiaj u mnie wieczorem. Przyjdź.
- A kto będzie?
- A jak myślisz?
- Hahaha, ok. - zaśmiałam się. - Postaram się przyjść.
- Co to znaczy postrasz? - Zapytała przyglądając mi się badawczo.
- No dobra przyjdę na pewno.
- Noo. -powiedziała przytulając mnie. -To do wieczora. - Powiedziała odchodząc. Pomachałam jej po czym szybko ruszyłam w stronę klasy.
- Gdzie pnia była? - zapytał pan Maccol gdy weszłam do klasy.
- Ymmmm, musiałam skorzystać z toalety. - odpowiedziałam speszona. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Dobra, siadaj. - ruszyłam w stronę wolnego miejsca, a nauczyciel zaczął prowadzić dalej lekcje, Niee proszę, tylko nie on... Spojrzałam obok wolnego miejsca i zobaczyłam Lucasa. Usiadłam, wyjęłam notes, po czym zaczęłam udawać, że słucham nauczyciela.  
- Jesteś na mnie obrażona. - stwierdził Lucas przyglądając mi się. Westchnęłam.
- Nie po prostu nie wiem o co Ci chodzi. - popatrzyłam na niego, a on skinął głową wiedząc, że mam coś jeszcze do powiedzenia. - Na początku się na mnie wyżywasz, później przychodzisz, przepraszasz, myślę, że wszystko będzie okej, a ty znowu na mnie naskakujesz.
- Nina...- Zaczął, ale podniosłam rękę dając mu znak, że jeszcze nie skończyłam. 
- Dobra rozumiem, wpadłam na Ciebie. Ale po co od razy się tak wściekać? Przecież przeprosiłam...
- Wiem po prostu byłem wkurzony... Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego.. Nie potrafię nad sobą zapanować. - Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć wszystko co właśnie mi powiedział.
- Wybaczysz mi?- Szepnął mi do ucha.

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 3.


Rozejrzała się dookoła.
- Był tu przed chwilą. - Odpowiedziała.
- Przed chwilą czyli kiedy? - Zapytałam.
- No jakieś 15 min temu.
- 15 min temu? - Wykrzyknęłam przerażona. - A co robiłaś przez to 15 min. - Zapytałam rozwścieczona.
- Zagadałam się z Olafem - zaczęła.
- Przyznaje zagadałem ją - powiedział Olaf dźwigając ręce w obronnym geście
- Potem ta sytuacja z tobą - kontynuowała Luna. Wstałam próbując opanować emocje.
- Gdzie idziesz? - Spytała.
- A jak myślisz? - Odpowiedziałam wkurzona, po czym udałam się w stronę szatani. Gdzieś tutaj musi być. Weszłam do budynku i rozejrzałam się dookoła.
- Oliver?  - Krzyknęłam. Nic. Zaczęłam iść w stronę przebieralni gdy usłyszałam jakiś odgłos w męskiej łazience. Natychmiast ruszyłam w tamtą stronę i bez zastanowienia weszłam do środka.
- Oliver, na następny raz jak be.. - Przerwałam wpadając na kogoś, spojrzałam w górę - Lucas? - Zapytałam zdziwiona - Myślałam, ze grasz w piłkę.
- No to źle myślałaś. - Odpowiedział zdenerwowany, trzymając papierosa w prawej ręce. - Co nóżka już Cię nie boli?
- Ja.. - zaczęłam ale mi przerwał.
- Jak to jest być takim niewiniątkiem co? - Zapytał, pociągając bucha papierosa
- Nie wiem o co Ci chodzi - powiedziałam zdziwiona.
- Nie wiesz, naprawdę? Może Ci przypomnę ' O Boże boli mnie nóżka, pomóżcie mi'.
- Ale ona naprawdę mnie..
- Nie udawaj Nina.
- Wiesz co nie mam zamiaru wchodzić z tobą w dalszą dyskusję. - Powiedziałam odwracając się do wyjścia, ale coś jednak mnie zatrzymało. Odwróciłam się z powrotem - O co ci tak w ogóle chodzi co? - Spojrzałam na niego podejrzliwie. - Od samego początku się na mnie wyżywasz.
- To nie tak jak myślisz. - Powiedział unikając mojego wzroku.
- No więc jak? Wytłumacz mi proszę. - Powoli wypuścił powietrze z ust.
- Po prostu mam trudną sytuację w domu, jeszcze do tego ta przeprowadzka tutaj.
- Aha. Czyli wyżywasz się na mnie bo masz zła sytuację w domu? Pfff, każdy ją ma Lucas, ale nie każdy wydziera się na innych. Wiesz co.. Nie chce mi się z tobą gadać.. Cześć. - Powiedziałam ruszając w stronę drzwi.
- Nina, czekaj. - Odwróciłam się patrząc na niego. - Dasz mi swój nr telefonu?
- Że co proszę? - powiedziałam zaskoczona. - Jesteś niemożliwy. - Powiedziałam wychodząc z pomieszczenia.
Za kogo on się miał? Myśli, ze jest pępkiem świata? Ooo to się grubo myli. Popchnęłam mocno drzwi i wyszłam na zewnątrz, zauważając biegnąca w moja stronę Lunę.
- Oliver się znalazł. - Powiedziała ucieszona.
- Gdzie ten gówniarz był do cholery?
- Mówił, ze poszedł do sklepu bo pić mu się chciało.
- Że co? - Wykrzyknęłam wściekła, podchodząc do niego.
- Nina ja.. Chciało mi się pić - powiedział wystraszony.
- Nie mogłeś komukolwiek powiedzieć że idziesz?
- Zrobiło się zamieszanie jak się wywaliłaś. Nie chciałem przeszkadzać.
- Dobra idziemy do domu. Na razie - powiedziałam spoglądając na Olafa i Lunę, po czym się odwróciłam i zaczęłam iść.
- Nina zaczekaj. - Luna chwyciła mnie za nadgarstek, przytrzymując tak żebym się nie ruszyła. Spojrzałam na nią.
- Co tam się stało? - Pokazała na budynek, z którego przed chwilą wyszłam.
- Nic. A co się miało stać?
- Wypadłaś stamtąd jak poparzona.
- Oj przesadzasz...
- Wcale nie. - Odpowiedziała stanowczo.
- Pogadamy przez telefon okej? - Zapytałam z nadzieją, ze pójdzie na moja propozycję. Spojrzała na mnie badawczo. - Okej. Na razie. - Powiedziała po czym puściła mój nadgarstek. 


- Halo? - Zapytałam zdziwiona odbierając telefon.
- No więc słucham. - Usłyszałam po drugiej stronie stanowczy głos Luny.
- Ale co?
- Co się stało w szatni.
- Nic.
- Mów Nina.
- Muszę?
- Tak. - Krzyknęła zdenerwowana.
- No nic takiego, pokłóciłam się z Lucasem.
- Ja nie mogę, znowu on?
- Jak widać.
- Czego on od ciebie chcę?
- Nie mam pojęcia.
- Musimy rozprawić się z tym gnojkiem.
- Luna odpuść sobie. - Zaśmiałam się.
- To nie jest śmieszne.
- Owszem jest.
- Rozprawie się jutro także z tobą - chciała powiedzieć to groźnie ale jej się nie udało.
- Luna?
- No?
- Jutro jest niedziela. - Wybuchłam śmiechem.
- Oj tam, no to po jutrze.
- Jasne.
- No tak zobaczysz.
- Dobra. Paa. - Zaśmiałam się.
- Paa. - Również usłyszałam u niej śmiech.

Po krótkim prysznicu, położyłam się w łóżku aby przemyśleć kilka spraw. Może Lucas rzeczywiście ma poważne problemy. Już sama przeprowadzka jest strasznym problem. Ale to nie jest powód, żeby traktować mnie tak... jak mnie traktuje. Tak w ogóle czemu ja się nim przejmuje? Olać to.
- Nina jesteś tam? - Usłyszałam mamę dobijającą się do moich drzwi. Zeszłam z łóżka i je otworzyłam.
- Tak? - Zapytałam.
- Jak tam minął dzień z bratem? - Zapytała ucieszona. Serio? Naprawdę chciała wiedzieć.
- Fajnie, ale na następny raz informujecie mnie wcześniej, ze będę musiała z nim zostać. - Powiedziałam zakładając ręce na piersi.
- Oj dobrze, to był jednorazowy przypadek. Więcej takich nie będzie.
- Okej.
- No to dobranoc skarbie. - Powiedziała mama całując mnie w policzek.
- Dobranoc - odpowiedziałam zamykając drzwi. Mam dość dzisiejszego dnia. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.

______________________________________

Akcja zaczyna się trochę rozkręcać, ale proszę was, bądźcie wyrozumiali. Nie jestem zawodową pisarką :)

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 2.

- Cześć jestem Olaf. – powiedział podając mi rękę.
- Nina. – powiedziałam robiąc to samo.
- Dobrze grałaś. – przyznał ze zdziwieniem.
- Hahaha dzięki. – uśmiechnęłam się, rumieniąc jednocześnie - Ok. Ja muszę lecieć – powiedziałam do Luny.
- Już? – zapytała ze smutkiem.
- Niestety. Rodzice.
- No to do jutra. – przytuliła mnie na pożegnanie.
- Paa. – odpowiedziałam – Cześć chłopaki! – krzyknęłam równocześnie machając do nich.
-Do jutra - krzyknęli .
- Cześć Nina. - Krzyknął trener.
- Już jestem - krzyknęłam . Weszłam do pokoju, rozebrałam się po czym wzięłam prysznic. Spięłam moje średniej długości blond włosy w luźnego koka, przebrałam się w piżamę, położyłam na łóżku i usnęłam.
- Nina. Halo? - otworzyłam oczy widząc Olivera stojącego przede mną. – Wstawaj. Mama z tatą gdzieś pojechali i powiedzieli, że masz się mną zająć.
- Bez jaj. Serio? – zapytałam zaspanym głosem.
- Yhym.
- Dobra. Co chcesz na śniadanie?
- Tosty.
- Nie możesz ich sobie sam zrobić?
- Sory ty się mną zajmujesz, a po drugie nie chce mi się. – powiedział ucieszony po czym pokazał mi język.
- Czekaj no. Tylko cie złape! – krzyknęłam zrywając się z łózka.
- Aaaaa! – krzyknął uciekając, po czym zamknął się w łazience.
- I tak cie dorwę. – powiedziałam zirytowana. Zeszłam do kuchni zrobiłam 3 tosty, po czym zjadłam jednego i wróciłam do pokoju. – Wyłaź z tej łazienki. Tosty masz na stole. Nic ci nie zrobie. –krzyknęłam po czym zamknęłam drzwi. W miarę się ogarnęłam gdy zaczął dzwonić telefon.
-Słucham?
- Hej Nina. Wbijasz dzisiaj? – zapytała Luna.
- Mam Olivera na głowie.
-Ej no weź jest sobota, po drugie nie możesz opuszczać treningów. Zabierz go ze soba.
- Zgłupiałaś?
- No co on ci przeszkadza?
- Nie wiem… zastanowię się jeszcze.
- Ok. Daj mi znać jak coś postanowisz.
- Spoko.
-Na razie.
-Na razie.
Rozłączyłam się, po czym zaczęłam się ubierać. Gdy skończyłam zeszłam na dół.
- Co robisz? – spytałam Olivera.
- Gram? Nie widzisz?
- Chciałbyś iść dzisiaj ze mną na boisko?
- Każda okazja na pośmianie się z ciebie jest dobra. – powiedział z uśmieszkiem.
- Nie pozwalaj sobie. – powiedziałam uderzając go w tył głowy.
- Auć! Za co to było? – zapytał masując miejsce gdzie go uderzyłam.
- Za wszystko – pokazałam mu język. – Jak idziesz to się ubierz jakoś normalnie. –powiedziałam po czym wróciłam do swojego pokoju i wzięłam telefon.

Do Luna :

Będę za 20 min z Oliverem :/

Od Luna :

Juchuuu :D

Włożyłam telefon do kieszeni od spodni. - Oliver jesteś gotowy? – krzyknęłam z pokoju.
- Tak, czekam na dole.
- Idę. – zbiegłam po schodach. Zamknęłam drzwi, schowałam klucz pod wycieraczką i ruszyłam w stronę boiska.
- Po co ty tam w ogóle chodzisz? –zapytał.
- A co mam innego robić jak rodzice na nic nam nie pozwalają? Już wole to niż siedzenie cały dzień przed PlayStation tak jak ty.
- Ja to lubię.
- A ja lubię piłkę.
Przez resztę drogi szliśmy w ciszy. Po chwili byliśmy na miejscu.

- Hej – powiedziała Luna przytulając się do mnie.
- Hej – odpowiedziałam
- Cześć Oliver.
- Cześć. – odpowiedział.
- Jak w szkole?- zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Obleci.
- Masz dziewczynę?
- Niee. – odpowiedział unikając wzroku. Obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Hej Nina. Patrz mamy nowego gracza. –usłyszałam za sobą głos Natana. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego blondyna z niebieskimi oczami. Był tak przystojny, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Halo? Nina? - Natan pomachał mi niepewnie ręką przed twarzą.
- Co? Ymm. Przepraszam zamyśliłam się. –odwróciłam wzrok speszona.
- Cześć jestem Lucas, a ty Nina tak? –zapytał podając mi ręke, równocześnie przyglądając mi się podejrzliwie.
- Ymmm tak. – uśmiechnęłam się niepewnie.
- Słyszałem, że dobrze grasz.
- Czy ja wiem, czy tak dobrze.
- Gra bardzo dobrze – powiedział Natan.
- To dziwne jak na dziewczynę.
-No to widocznie jestem dziwna. –uśmiechnęłam się zadziornie.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale ja powiedziałam.
- Dobra skończcie już i chodźcie grać. –powiedział Natan.
- Ok. – powiedziałam odwracając się w stronę Luny. – Popilnujesz Olivera?
- Jasne.
- Nie trzeba mnie pilnować. – powiedział obrażony.
- No nie wiem, dzisiaj rano musiałam ci robić śniadanie. – odpowiedziałam dogryzając mu.
- Wal się – powiedział pokazując mi język.
- Ale ty jesteś odważny. – zrobiłam to samo co on po czym podbiegłam do chłopaków.
- Nina jesteś z Natanem, Michałem, Jeremim, Marcelem – powiedział trener.
- Ok. – uśmiechnęłam się.
- Pilnuj się. Będę miał na ciebie oko. –powiedział Lucas podchodząc do mnie.
- Pffff. Proszę Cię. Nie boję się ciebie.
- Może powinnaś? – szepnął mi do ucha, a mi aż ciarki przeleciały po całym ciele. Odsunął się po czym podbiegł do swojej drużyny a ja stałam tam jak wryta.
- Hej! Nina! Chodź do nas – krzyknął Natan, a ja ostatni raz spojrzałam na Lucasa i podbiegłam do nich. Nie dam się zastraszyć…


Po godzinie gry było 5:3 dla mojej drużyny, w tym 3 gole moje. Właśnie biegłam z piłką, aby dowalić im kolejnego gola, gdy Lucas wybił mi piłkę podcinając mi nogi, przez co upadlam na ziemię. On też stracił równowagę i upadł na mnie przygniatając mnie do ziemi. Nagle poczułam ogromny ból w kostce.
- Ałaaa!! - Krzyknęłam z bólu.
- Mówiłem że powinnaś się mnie bać. - Wyszeptał mi do ucha zanim reszta zdążyła podbiec.
- Złaź z niej. - trener pociągnął Lucasa za koszulkę dźwigając go do góry.
- Dobra, spokojnie, sam umiem wstawać.- powiedział Lucas z jadem w głosie.
- Nina boli cię coś? - zapytał Natan.
- Kostka. - powiedziałam zaciskając zęby. Nie będę przy nich płakać. Co to, to nie.
- Spróbuj stanąć. - Powiedział Jeremi podnosząc mnie razem z Luną.
- Auu. - powiedziałam, próbując przenieś ciężar ciała na prawa nogę.
- Mam nadzieję, że nie jest złamana. - Powiedział Natan. Spojrzałam na Lucasa, który stał z boku i był dumny z siebie.
- Ludzie spokojnie, pewnie zaraz mi przejdzie. - Powiedziałam - Grajcie dalej ja chwilę posiedzę. - Uśmiechnęłam się.
- Jesteś pewna? - Zapytał trener.
- Tak. - Odpowiedziałam zaczynając się denerwować.
- Ok. - Odpowiedzieli wycofując się na boisko. Doszłam na trybuny, usiadłam i zaczęłam oglądać kostkę.
- Nie wygląda to za dobrze. - Powiedziałam.
- A czego oczekiwałaś, małego siniaka? - Zapytała Luna zirytowana - przeprosił Cię chociaż?
Pokiwałam głową.
- Zajebiście, po prostu zajebiście..
- Luna..
- Co za sukinsyn..
- Luna..
- Co on sobie myśli, że
- Luna - podniosłam głos.
- Może sobie tak tutaj przychodzić i robić co chce..
- Luna! - Wydarłam się na cały głos.
- Co? - Odpowiedziała wkurzona.
- Gdzie jest Oliver? - Zapytałam w tym samym momencie, gdy serce zaczęło walić mi jak szalone, a jej źrenice się poszerzyły. 

Rozdział 1.

- Nina wstawaj!
- Daj mi spokój. – odpowiedziałam zakrywając się pościelą.
- Wstawaj, bo jak ja tam wejdę to nie będzie już tak fajnie!- krzyknęła mama trzaskając w drzwi do mojego pokoju. – spóźnisz się do szkoły.
- Dobra, dobra już wstaje.
- Otwórz drzwi muszę być pewna, że wstałaś.
Wstałam, podeszłam do drzwi po czym je otworzyłam.
- Pasuje? – zapytałam z irytacja.
- Nie tym tonem koleżanko! Za 15 min chce cię widzieć na dole na śniadaniu.
- Ok. – odpowiedziałam po czym zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki. Wzięłam ochładzający prysznic, delikatnie pomalowałam rzęsy tuszem i weszłam z powrotem do pokoju . Ubrałam czarne rurki, biały t-shirt, czarną skórzana kurtkę, zawiesiłam torbę na ramie i zbiegłam na dól po schodach.
- Dzień dobry- powiedział tata.
- Cześć – odpowiedziałam.
- Proszę – powiedziała mama podajac mi talerz z kromkami.
- Dzięki.
- Dobry. – powiedział Oliver, wchodząc do kuchni i biorąc moje kromki z talerza.
- Oliver! Zostaw kromki Niny, zaraz dostaniesz swoje. – powiedziała mama.
- Spokojnie i tak miałam już wychodzić. –powiedziałam zabierając jabłko i wychodząc z kuchni. – Na razie- krzyknęłam i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę przystanku autobusowego i po 3 min byłam na miejscu.
- Oooo kogo ja widze. Piękna jak zawsze!
- Zamknij się Jeremi! – powiedziałam z rumieńcami, podchodząc do niego i przytulając na powitanie.
-Widzę, że humor dopisuje. – zaśmial się.
- Jak zawsze – uśmiechnęlam się łobuzersko. Po chwili stania w ciszy podjechał nasz autobus.
- Hej. – powiedziałam siadając koło Luny.
- Hej. Jak tam wczoraj było?
- A jak ma być z kontrolującymi wszystko rodzicami? Nudno jak zawsze. A u Ciebie?
- Byłam na imprezie.
- I jak było?
- Poznałam Olafa. – powiedziała podekscytowana.
- Tak? Przystojny? Ile ma lat? –powiedziałam zaciekawiona.
- Przystojny i to jak! Chodzi do tej samej szkoły co my. Pokaże Ci go dzisiaj. –powiedziała ucieszona.
- Jak tam laseczki?
- Jeremi! – powiedziałyśmy rownocześnie. –Rozmawiamy, nie widzisz? – zapytala Luna.
- Dobra, dobra już sobie ide. – powiedział unosząc ręce w obronnym geście.
- Czasami ten twój kuzyn jest wkurzający. - powiedziałam.
- Tak, tak wiem. Ale co ja poradze? –zaśmiała się. Reszte drogi spędziłyśmy rozmawiając na rózne tematy.
-Ej patrz! – powiedziała Luna uderzając mnie w ramie, gdy własnie wyjmowałam z szafki potrzebne książki na lekcje.
-Auć! Co? – powiedziałam zdezorientowana.
- To on. Olaf. – powiedziała pokazując chlopaka z czarnymi włosami, ściętego na jeżyka, z ciemnymi brązowymi oczami.
- No przystojny. –przyznałam.
- To malo powiedziane – powiedziała zachwycona.
- Cześć Luna – powiedział Olaf przechodząc obok nas.
- Cześć Olaf.- odpowiedziała, wpatrując się w niego.
- Hallo? Ziemia do Luny. – pomachałam jej przed twarzą.
- On jest cudny – wymamrotała pod nosem. Westchnęłam, zamknęłam szafkę i ruszyłam w strone klasy.
- Na razie – powiedziałam.
- Paa. – krzyknęła. Dzień zleciał mi bardzo szybko. Po ostatniej lekcji włożyłam niepotrzebne książki do szafki. Po czym ruszyłam w stronę wyjścia. Po chwili poczułam dłonie na moich oczach.
-Zgadnij kto to.
- Jeremi proszę cię. – powiedziałam uśmiechając sie.
- Wracasz do domu?
- Nie kurde, ide karmić kurczaki. –powiedziałam. Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wybuchł śmiechem wychodząc na dwór.
- Oooo jak słodko zakochańce! –powiedziała Caroline z sykiem w głosie.
- Daruj sobie. – powiedziałam.
- Po prostu jest zazdrosna. – powiedział Jeremi.
- Zazdrosna? Ciekawe o co.. Bo o jej wygląd napewno nie…. – powiedziała z zadziornym uśmiechem wskazując na mnie.
- Jesteś suką – powiedziałam za zaciśniętymi zębami.
- Och naprawdę? Na pewno nie taką jak ty. – Przesadziła. Wysunęłam ręke, żeby ją uderzyć ale Jeremi odciągnął mnie na bok. – Robi to specjalnie, uspokój się.
- Masz rację, chodźmy. – powiedziałam próbując się uspokoić.
- Tak idź sobie cykorze… - powiedziała zadowolona z siebie.
- Nie zwracaj na nią uwagi – uspokoił mnie Jeremi. Na przystanek szliśmy w ciszy, tak samo jak całą drogę powrotną. Po 20 min wysiadałam na swoim przystanku.
- Będziesz dzisiaj? – zapytal Jeremy.
- Jak zawsze. - Westchnęłam.
- Ok. To do zobaczenia. – pomachał mi.
- Pa. – odpowiedziałam robiąc to samo. Wróciłam do domu, weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Mam już dość tego swojego nudnego życia. Dzień w dzień to samo. Moimi jedynymi rozrywkami jest oglądanie TV, granie na komputerze i co trochę sprawdzanie komórki czy ktoś przypadkiem nie napisał (o ile można to zaliczyć do rozrywek). Dobrze, że rodzice nie zakazali mi chodzenia na treningi, bo tego bym już nie wytrzymała. Odrobiłam lekcje, przebrałam się w coś wygodnego, i zbiegłam na dół.
- Gdzie idziesz? – spytała mama.
- A jak myślisz?
- Mogę iść z Toba? – zapytał Oliver odrywając się na chwile od PlayStation.
- Nie. – powiedziałam stanowczo. Jeszcze tego by mi brakowalo. Młodszego brata, który by mi tylko dupe zawracał.
- A obiad? – zapytała mama.
- Zjem później, nie jestem głodna.. Pa.
- Wróć przed 19.
- Ok.- odpowiedziałam wychodząc z domu. Bosiko było nie daleko więc po 5min byłam na miejscu.
- Hej – krzyknęła Luna rzucając mi się w ramiona.
- Hej – zaśmiałam się. – Jakieś postępy z Olafem? – zapytałam odsuwając się.
- Nie widziałam go już później, ale może przyjdzie dzisiaj na trening popatrzeć.
- To fajnie.
- Hej Nina! – krzyknęli chłopacy równocześnie.
-Hej – pomachałam im.
- To jak gramy? – zapytał Natan.
- Ile nas jest?
- 12, po 6 w każdej drużynie. - Krzyknął nasz trener.
- No i w sam raz.
- Dobra chodźcie tu wszyscy! - Krzyknął trener- Natan grasz z Nina, Marclem, Michałem, Łukaszem i Donatem, Jeremy ty grasz z resztą.
-No to gramy! – krzyknęłam ucieszona, że zrobię dzisiaj w końcu cos co lubię.

_____________________________________

Post taki sobie, ale od czegoś trzeba zacząć :)